Żyjemy w epoce nieograniczonej mobilności. Dzięki urządzeniom takim jak telefon komórkowy i laptop w każdej chwili i miejscu mamy dostęp do wszelkiego rodzaju informacji, których zdobycie jeszcze do niedawna wymagało wielkiego poświęcenia. Rozwój środków transportu zmniejszył dystanse między odległymi miejscami na ziemi. Migracja obrazów, dźwięków, emocji zdaje się osiągać właśnie swoje apogeum, czekamy więc tylko na wynalezienie teleportu, który obecnie jest wizją futurologów,
a jutro spowszednieje tak samo jak Skype. Do tej wizji współczesnego świata należałoby jeszcze dodać homogenizację ikonosfery – identyczne interfejsy komórek i komputerów, ujednolicone wnętrza hoteli sieciowych, podążające za nami wszędzie logo Master Card i McDonald’s.
To wszystko jest przyczyną swoistego zblazowanie – trudno już wymyślić cel podróży, który budziłby tak ogromne emocje jakie na przykład u Polaków na początku lat 90. wzbudzały wyprawy do kurortów Rimini czy Costa Brava. Coś, co miało poprawić poziom życia społeczeństw stało się dla nich pułapką bez wyjścia. Nic już nie zaspokaja nienasyconych apetytów na nowość i niepowtarzalność.
Z tym problemem mierzy się ostatnio w swojej sztuce Maciej Kurak. Jak zwykle jego podejście jest ironiczne i trafione. Swoimi projektami Artysta wychodzi naprzeciw najbardziej nawet absurdalnym wybrykom współczesnej wyobraźni. Realizacje Kuraka drwią z rozbuchanego, bezrefleksyjnego, nastawionego na samolubną konsumpcję społeczeństwa. Artysta bawi się rzeczywistością w różnych jej wymiarach: „Chcecie bez przeszkód latać po świecie? A co, jeśli wam powiem, że mój podróżny neseser ma 4,5 metra długości? Macie kaprys, żeby w Londynie odetchnąć polską atmosferą artystyczną? Kurak przywiezie wam ją w wielkiej papierowej torbie. Nie macie czasu osobiście pojawić się na otwarciu własnej wystawy? Dla Kuraka to żaden problem stworzyć awatara i wysłać go w zastępstwie
Projekt, który Maciej Kurak realizuje w lokalu_30 Londynie, (a wcześniej w Warszawie i w łódzkim Manhattanie) nosi tytuł SKRATCH. Jego interwencja polega na „zamianie” wnętrz. Przyzwyczajeni do domowej atmosfery warszawskiej galerii widzowie muszą szybko zweryfikować antycypowane emocje zbudowane na wcześniejszych wizytach – w malutki lokal wtłoczone zostało charakterystyczne wnętrze „galerii w bloku”. Artystycznej dezynwolturze tak charakterystycznej dla działań Kuraka nie przeszkadza nawet różnica wymiarów; „Nie mieści się? To zróbmy z tego harmonijkę!” Artysta nie odtwarza jednak architektury z archeologiczną precyzją. Jego instalacje to atrapy, fototapety, teatralne dekoracje. Zdjęcie zrobione w Warszawie udaje okno w Poznaniu czy Londynie. Instalacja Kuraka ma w sobie lekkość i ulotność MMS, przesyłanego elektronicznie jpga, to bardziej komunikat niż artefakt. Po raz kolejny Artysta stara się zmylić widza, wyprowadzić na manowce, żeby pokazać mu jak złudna jest percepcja wzrokowa, którą można zachwiać za pomocą kilku ścian zbudowanych z karton-gipsu i powiększonej fotografii.